
Czas Na Prawdę Józef Białek
Cena regularna:
59,00 zł
Promocja trwa do 13 lipca 2025
towar niedostępny

Opis
Z Józefem Białkiem rozmawia Marek A. Zamorski
Po Czasie spekulantów, Czasie niewolników i Czasie Sodomy nadszedł CZAS NA PRAWDĘ. W fascynującym wywiadzie-rzece Józef Białek opowiada o swoim życiu i wychodzeniu ze świata złudzeń, w jakim stale utrzymują nas media, politycy i ludzie establishmentu.
„Nie było żadnej wolności. Był tylko podział łupów”.
– Zacznijmy od tytułu. Dlaczego „czas na prawdę”?
Bo przez ponad trzy dekady karmiono nas opowieścią o sukcesie. Że Polska się wyzwoliła, że zrobiliśmy skok cywilizacyjny, że plan Balcerowicza nas uratował. A tymczasem prawda jest taka, że ogromna część społeczeństwa została wtedy zepchnięta do roli taniej siły roboczej – u siebie, albo na emigracji. O majątku narodowym nawet nie wspomnę, bo ten został oddany za bezcen. Przyszedł czas, by o tym mówić głośno.
– Ale czy transformacja nie była konieczna? PRL był bankrutem.
Zgadza się – system musiał upaść. Ale pytanie brzmi: kto przejął kontrolę po jego upadku? Czy rzeczywiście obywatele, czy może ci, którzy wcześniej tworzyli aparat przymusu i kontroli? Proszę spojrzeć: służby, nomenklatura, ludzie z komitetów, z nagła stają się udziałowcami, prezesami funduszy, właścicielami spółek. To nie przypadek – to proces. Bardzo dobrze zorganizowany.
– W książce pisze Pan o planie Balcerowicza jako o narzędziu kolonizacji. To mocne słowa.
Bo prawda bywa brutalna. Wprowadzono reformy, które były de facto eksperymentem społecznym – robionym na skalę kraju, bez demokratycznej zgody, bez debaty. Wszystko robione było szybko, chaotycznie, pod presją zagranicznych doradców. Zakłady pracy zamykano całymi województwami. Przemysł zlikwidowano nie dlatego, że był nieopłacalny, ale dlatego, że był konkurencją dla importu. I tak z kraju produkcji staliśmy się krajem usług i składania.
– Gdzie wtedy byli politycy?
Większość była zbyt zachłyśnięta zachodem, by rozumieć, co się naprawdę dzieje. A część po prostu dobrze się w tym systemie urządziła. „Liberalna demokracja” szybko stała się fasadą – a realną władzę przejęli ci, którzy mieli pieniądze, informacje i kontakty. Demokracja bez kapitału to tylko teatr. A myśmy kapitał oddali – i to z uśmiechem.
– Pisze Pan o społeczeństwie oszukanym, zdradzonym. Czy nie jest to zbyt pesymistyczne ujęcie?
To nie jest pesymizm – to obserwacja. Oczywiście, nie wszystko było złe. Mamy Internet, możemy mówić swobodniej niż w PRL. Ale rdzeń – gospodarka, media, bankowość – należy do obcych lub do ludzi, którzy nigdy nie byli lojalni wobec Polski jako wspólnoty. Polska została zredukowana do rynku. A obywatel – do konsumenta.
– Czego najbardziej zabrakło po 1989 roku?
Suwerenności. Odwagi. I pamięci. Nie potrafiliśmy spojrzeć w lustro i uczciwie nazwać rzeczy po imieniu. A dziś – 30 lat później – zbieramy tego owoce. Wielu młodych ludzi nie wie, jak doszło do tego, że mieszkają w kraju, w którym nie mają wpływu na bank, na media, na ceny żywności czy energii. Dlatego napisałem tę książkę – nie żeby rozliczać, tylko żeby otworzyć oczy.
– A więc… jeszcze nie jest za późno?
Nie, jeśli zaczniemy od prawdy. I nie pozwolimy, by kolejne pokolenie zostało znów w coś „wmanewrowane”. Polska zasługuje na więcej niż bycie kolonią we własnym domu.
Opinie pochodzą tyko od zalogowanych klientów, ale nie weryfikujemy, czy kupili dany produkt. Wyświetlamy zarówno pozytywne, jak i negatywne opinie.